Prima Aprilis! Zajęcia z uśmiechem w Miejskim Przedszkolu nr 4
Pierwszy dzień kwietnia to ulubione święto wszystkich żartownisiów i psotników. Wówczas figlarze mogą wykazać się nieokiełznaną inwencją, a wszelkie psikusy uchodzą im płazem. Zresztą, nawet i nobliwi obywatele nie omieszkają przełamać swej powagi, przydając sobie serdecznej nieprzewidywalności. Okrzyk „Prima aprilis!” działa jak ułaskawienie, poprzedzające salwę śmiechu. Lubimy ten dzień za jego niezobowiązujący charakter i śmiech z bezkarnych żartów, łamiących często nawet powagę dnia w szkole lub w pracy. To nie żart! Tegoroczne prima aprilis Dzieci z Przedszkola Miejskiego nr 4 spędziły w towarzystwie klauna w burzą płomiennych loków i śmieszki w pasiastych pończoszkach. Zabawa była przednia, ale nie można powiedzieć, by cały dzień minął wyłącznie na żartowaniu. Wręcz przeciwnie: wśród kaskad śmiechu poznawaliśmy kwietniowe zwyczaje i uczyliśmy się rozpoznawać subtelną granicę, dzielącą łagodny żart od nietaktowności, czy nawet bezczelności.
Primaaprilisowe tradycje stanowiły dla Pań Bibliotekarek z Filii nr 4 idealny pretekst do spotkania z małymi Przyjaciółmi z „Czwórki”. Zajęcia rozpoczęliśmy od nakreślenia historii święta obecnego w Europie już na przełomie XV i XVI wieku, a posiadającego wciąż niejasną genezę. Niektórzy doszukują się zalążków święta żartownisiów w mitologii greckiej i opowieści o Demeter. Inni wskazują na starorzymskie ceremonie ku czci Wenus, kiedy kobiety i mężczyźni mogli choć na chwilę zamienić się rolami. Za każdym razem to pogodne święto miało charakter demokratyczny i znoszący wszelkie podziały. Równocześnie Panie Bibliotekarki zwróciły uwagę, jak istotna jest delikatność i roztropność, aby nasze żarty nie sprawiły nikomu przykrości. Granica między niewinną psotą a rażącym niesmakiem i wyrządzeniem krzywdy jest niezwykle cienka, dlatego musimy głęboko rozważyć, czy planowana przez nas psota nie ugodzi w czyjąś wrażliwość.
Następnie klaun i śmieszka zainicjowali grę, będąca wariantem zabawy „Prawda czy fałsz”. W tej wersji, zadaniem Dzieci była ocena prawdziwości zdania wypowiedzianego przez prowadzącego, a następnie bieg do odpowiednio przyporządkowanych kół. Dynamikę gry wzmagał niepohamowany śmiech z prawd i nieprawd już samych w sobie naładowanych humorem, niekiedy ocierającym się o pure nonsense. Przedszkolaki śmiały się do rozpuku z absurdalnych historyjek o błękitnych fryzurach Pan Wychowawczyń, o bibliotekarzach, będących obywatelami planety Pirli-pirli, czy o rodzicach odwożących Dzieci do przedszkola… żelazkami!
Żywiołowość i rozmach zabawy wymagał stonowania, więc dla wyciszenia emocji i nakierowania myśli na inne, bardziej refleksyjne tony, zanurzyliśmy się w lekturze arcyzabawnej książki Babette Cole, pt. „Książę Kopciuch”. Autorka słynie z „odwróconych bajek”, w których poprzez trawestację znanych opowieści, odświeża ukryte w nich wartości i zwraca uwagę odbiorcy na ich ponadczasowość. Klasyczna baśń, silnie uwspółcześniona pod ostrym piórem Cole przeobraża się w opowieść o piegowatym wątłym chłopcu, prześladowanym przez swoich umięśnionych braci. Kopciuchowi śpieszy z pomocą dobrotliwa i szczera, lecz niezdarna i zupełnie nie znająca magicznych formuł wróżka. Ta niezbyt fachowa pomoc, jak łatwo się domyślić, wiedzie do całej serii niefortunnych, ale prześmiesznych zdarzeń, prowadząc do – jak to w bajkach bywa – szczęśliwego, równie komicznego finału, oczywiście, ubogaconego jasnym morałem.
Ujmujący komizm lektury wywołał wśród słuchaczy spontaniczne reakcje – śmiech i oczarowanie. „Książę Kopciuch” bowiem jest opatrzony sugestywnymi, utrzymanymi w humorystycznej, nieco karykaturalnej konwencji ilustracjami. Jednocześnie, oprawa graficzna pokazała, jak świetną nicią porozumienia mogą być obrazki. Nawet ukraińskie Dzieci, obecne w grupach przedszkolnych, dzięki temu medium, nie miały najmniejszego problemu w zrozumieniu treści, czytanej dla nich w obcym wszak języku.
Niewyobrażalne byłoby domknięcie dnia żartów, śmiechu i dokazywania inaczej, niż poprzez równie rozkoszną zabawę, ściśle związaną z motywem przewodnim. Klaun i śmieszka na finalną grę wybrali „Mur” – zabawę, której uczestnicy, trzymając się za rączki, stają w zwartym szeregu, strojąc najpoważniejsze miny. Następnie, wybrane Dziecko staje przed poważnym gremium, starając się zetrzeć z twarzyczek marsowe grymasy lub pokerową beznamiętność. Każda rozbawiona osoba staje się wyrwą w solidnym murze, dołączającą do optymistycznego promyczka, rozświetlającego buzie kolegów uśmiechem. Na końcu z litej ściany nie ma pozostać ani jedna cegła.
Osłodzić rozstanie z najlepszymi kompanami wesołych zabaw – klauna i śmieszki – mogła tylko bezprecedensowa atrakcja. A taka z pewnością była jedyna i niepowtarzalna możliwość… Ściśnięcia czerwonego nosa bibliotecznego klauna! Żaden psotnik nie przepuściłby takiej gratki i ostatnim minutom spotkania Przedszkolaków z Paniami Bibliotekarkami z Filii nr 4 akompaniowało rytmiczne piszczenie atrybutu cyrkowca.
Serdecznie dziękujemy Przedszkolakom oraz ich Wychowawcom za kolejne radosne spotkanie, obfitujące w śmiech i naukę. Prima aprilis w tak nieoczywistej formie z pewnością na długo pozostanie w naszych pogodnych wspomnieniach. Jest nam niezmiernie miło, iż protagonistów tego dnia – niczym niezmąconą radość oraz uśmiech – udało nam się podarować naszym Przyjaciołom z Miejskiego Przedszkola nr 4. Do zobaczenia!