Spotkanie DKK – Witold Szabłowski „Rosja od kuchni”

Perspektywa kulinarna zapewne nie należy do tych, które bez wahania przyjmujemy, myśląc o historii i kulturze danego kraju. Znacznie częściej do głowy przychodzi nam kwestia militarna czy polityczne rozgrywki, z reguły nieuchronnie wiodące do konfliktów. Zaskakujące, ponieważ każda podróż kulinarna jest zarazem wyprawą politologiczną i kulturalną. Trudno bowiem mówić o kulturze, wyłączywszy aspekt kuchni splatającej się z historią i tradycją w niepodzielną triadę. Razem z Witoldem Szabłowskim wchodzimy do „Rosji od kuchni”, próbując, niekiedy z ściśniętym gardłem, niekiedy z wielkim apetytem, po trosze z osiemnastu talerzy. Tak bowiem Autor tytułuje poszczególne rozdziały, w których poznajemy Rosję oraz rosyjską kuchnię poprzez dzieje jedzenia oraz przygotowujących je kucharzy i zaopatrzeniowców. Najnowsza książka cenionego reportażysty, obfitująca w anegdoty, ciekawostki z życia prywatnego wielkich postaci, doprawiona celną refleksją Autora, będzie daniem głównym podczas kolejnego spotkania DKK, w ostatni wtorek miesiąca, 28 czerwca o godz. 18.00 w MiPBP w Dębicy.

Pełny tytuł książki Witolda Szabłowskiego brzmi „Rosja od kuchni. Jak zbudować imperium nożem, chochlą i widelcem”. Brzmi zatem jak wyjątkowo zachęcająca, acz nieco prowokacyjna receptura, zwłaszcza dla chorobliwie aż do obłędu ambitnych jednostek. Jej koncepcja zrodziła się w ciągu jednej nocy, którą Autor, zabłądziwszy w Abchazji, nieświadomie spędził bezprawnie w daczy Stalina. Sięgając do kolejnej po „Jak nakarmić dyktatora” publikacji, kontynuującej autorską linię kulinarną, szybko dostrzegamy, że pod lekko burzycielskim (zwłaszcza w kontekście schematów) i intrygującym tytułem ukrywa się doskonale odmalowana historia Rosji, niejednokrotnie przecież odpychająca, kojarząca się z czymś mocno skomplikowanym, a więc odsuwanym, jak nielubiana potrawa. Szabłowski z taktownością i ostrożnością, lecz niepozbawiony śmiałości, pozwala nam przysłuchiwać się wypowiedziom kolejnych swoich rozmówców. Uderza szczerość kolejnych osób, dopuszczanie słuchacza do najtajniejszych wspomnień – kucharzy i kucharek, dzielących się swoimi doświadczeniami.

Lektura „Rosji od kuchni” przeobraża się magnetyzujące zakradanie się kuchennymi drzwiami prosto na sceny imperium – tylko pozornie oglądane z dystansu, bowiem osoby przygotowujące potrawy, które karmią, a więc roztaczają jedną z najbardziej elementarnych form opieki, muszą cieszyć się zaufaniem najwyższych dygnitarzy. Nie sposób powściągnąć apetyt, choć niektóre partie książki są wstrząsające i jako takie, mocno obciążające. Dość przywołać rozdziały o Wielkim Głodzie na Ukrainie czy żywieniu likwidatorów Czarnobyla albo blokadzie Leningradu. Osiemnaście chronologicznie uporządkowanych rozdziałów to uczta poprzez kolejne dziesięciolecia, kontrapunktowana przepisami, które możemy wykorzystać w domowym zaciszu, by rozkoszować się posiłkami godnymi podniebienia cara lub kremlowskiego tyrana.

Przysłuchujemy się osobistym historiom kucharzy i kucharek nie tylko kluczowych postaci XX-wiecznej Rosji, ale także przygotowujących potrawy w stołówkach i kuchniach polowych, poznając upodobania kulinarne Lenina i Putina. Podstawą diety tego pierwszego były jajka i mleko, drugi z kolei… przepada za lodami! Zaskoczy nas wyjątkowa obfitość stołu dla likwidatorów Czarnobyla, jak gdyby rekompensująca smakiem i zróżnicowaniem niebezpieczeństwo opresyjnego zadania. Dowiemy się, ile tubek zabierał ze sobą Gagarin i jak wielki był apetyt wyrafinowanej Margaret Tatcher na rosyjskie bliny. Poznamy recepturę na: zupę z igieł sosnowych i szyszek, potrawy z chwastów i patyków, chleb z pokruszoną słomą, ocalające głodujących na Ukrainie. Podczas komponowania menu na stypę Breżniewa dowiemy się, że pogrzeb przywódcy to zarazem pożegnanie określonych składników, a śmierć kolejnych dygnitarzy układa się w pewną formułę: „pogrzeb, kutia, bliny, kompot, koniec uroczystości”.

„Rosja od kuchni” nie jest bynajmniej odżegnywaniem się od współczesności. Narracja politologiczna o kulinarnej architekturze imperium, grająca m.in. takimi niuansami, jak kolejne składniki – kawior, czym innym będący za Breżniewa, a czym innym w czasach Jelcyna – mieni się odwołaniami do czasów dzisiejszych, wskazując na konsekwencje określonych strategii, obecnych również na stołach i w spiżarniach Rosjan. Atutem z pewnością są postacie kucharzy i kucharek, dyskretnych bohaterów, niezależnie od swej woli wmanewrowanych w tryby wielkiej historii oraz skuteczne odzwierciedlenie tego, jak jedzenie może służyć celom propagandowym i formującym wizerunek przywódców oraz samego państwa.