Spotkanie DKK – Hanna Faryna-Paszkiewicz „Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny”
Czytelnicy, których dzieciństwo przypadało na przełom lat 70. i 80. z pewnością pamiętają ekscentrycznego pana, który mógł budzić dystans i niepewność, lekko onieśmielać, a jednak – magnetyzował. W cylindrze, ubrany we frak, z białym szalem nonszalancko zawiązanym na szyi, rozbawiał starsze pokolenie, nie siląc się na efekt, a osiągając go bez wysiłku. Mowa o Janie Kobuszewskim, cenionym aktorze teatralnym i filmowym, reżyserze, satyryku artyście kabaretowym. Pierwsza po wakacjach lektura DKK, działającego przy Wypożyczalni dla Dorosłych i Młodzieży to „Kobusz. Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny” autorstwa Hanny Faryny-Paszkiewicz. Rocznica śmierci aktora przypada w środę, dzień po naszym kolejnym spotkaniu, które odbędzie się w ostatni wtorek miesiąca, 27 września o godz. 18.00 w MiPBP w Dębicy. Sięgniemy z tej okazji po publikację zbudowaną na solidnej bazie archiwów i wspomnień, a więc narracji emocjonalnej, splecionej z autentycznością, podziwiając portret osoby, której – jak się okazuje – i jak to zazwyczaj bywa, nie tylko w przypadku artystów, nie znaliśmy zupełnie. Widzieliśmy i podziwialiśmy lub nie – jednak, sięgaliśmy pod powierzchnię.
Zacznijmy od tego, że Hanna Faryna-Paszkiewicz prywatnie jest siostrzenicą aktora. Czy to ułatwia pracę? Przypuszczalnie tak, jeżeli chodzi o dostęp do wielu cennych informacji, ale nie umniejsza wysiłku, niezbędnego dla selektywności i wyważenia subiektywizmu z faktami. Tym mocniej należy docenić możliwość wkroczenia za kulisy warszawskich teatrów, na których deskach grał Jan Kobuszewski oraz Teatru Telewizji, ale również na plan i do garderób planów filmowych, ponieważ aktor został zapamiętany z epizodycznych, lecz jakże głęboko zapadających swa wyrazistością w pamięć ról.
Z książki Hanny Faryny-Paszkiewicz wynurza się wielowarstwowy portret artysty, marzącego o rolach lirycznych, dotykających patosu. Zapewne niewiele osób, wie iż dwie dekady spędził właśnie w teatrach dramatycznych, a jego kreacje aktorskie ceniono wysoko, a recenzowano wyjątkowo przychylnie i entuzjastycznie. Cóż, niekiedy, zwłaszcza w przypadku, gdy instrument stanowi własne ciało, nasze emploi wyznacza aparycja. Jeżeli dodamy do tego wybiórczość ludzkiej pamięci i kaprysy losu, otrzymamy coś zupełnie przeciwstawnego. Tak właśnie było w przypadku „Kobusza” – obdarzonego imponującym wzrostem, nieco smutno-demoniczną fizjonomią, operującą całym wachlarzem mimiki oraz ciałem, podatnym na każdą komendę, by markować wszystkie możliwe komedianckie pozy. Spojrzenie, na poły badawcze, na poły niepoważne, figlarne, a zarazem melancholijne, dezynwoltura i przyrodzony humor – mieszanina arlekinady z tonami minorowymi stanowią o rozpoznawalności aktora, a jednocześnie, pozwalają zrozumieć, na czym opiera się geniusz Kobuszewskiego. Właśnie role epizodyczne w filmach i twórczość kabaretowa sprawiły, że publiczność zaczęła go postrzegać jako niedoścignionego komedianta. Jednak żadnej z ról nigdy nie przeeksploatował, dzięki niebywałej gibkości i polotowi.
Publikacja Hanny Faryny-Paszkiewicz kruszy stereotyp Króla Śmiechu – zaczynamy zauważać, że w pierwszoplanowej postaci więcej smutku i refleksyjności, a silne oddziaływanie na publiczność nie jest jedynie efektem ubocznym maestrii aktorskiej.
Poznajemy osobę niesamowicie dyskretną, uduchowioną, daleką od etatowego poprawiacza nastroju. Kobuszewski był odważny, nie stronił od ostrych, uderzających w opresyjny cenzorski aparat żartów (jak ten słynny i wciąż aktualny o nieproszonych pierogach ruskich). Był to zresztą czas, w którym kabaret traktowano jako sprawę niezwykle poważną, odwołującą się do ważkich kwestii społeczno-polityczych i formacyjnych, wychowując zarazem odbiorców, wyczuwających wszelkie niuanse w tekście. Rekreacja owszem – lecz do tego pełna świadomość. Wówczas to na scenie Kabaretu Olgi Lipińskiej jaśniała najjaśniejsza z konstelacji polskich aktorów – wśród nich właście Jan Kobuszewski, ramię w ramię z Piotrem Fronczewskim i Januszem Gajosem. Fenomen grupy polegał na tym, że żarty nie były sztucznie ostrzone o gusta audytorium, podkreślane niedbałymi jakby gestami, podawane publiczności, odwołując się przede wszystkim do jej intelektu i wrażliwości, często wciąż aktualne.
Kolejne spotkanie DKK z pewnością będzie również kontemplacyjnym pochyleniem nad panoramą świata, który bezpowrotnie odszedł, wsłuchaniem się polifoniczną opowieść, złożoną z głosów tych, którzy mieli zaszczyt znać Jana Kobuszewskiego.